Express-owa szukalnia

wtorek, 30 września 2014

Polska biało-czerwoni - odsłona I-sza


Zostajemy nadal na kontynencie europejskim.
Od dzisiaj przez kolejne siedem dni będę opowiadała o moich dźwiękach z pięknego państwa, które znajduje się w Europie środkowej, czyli  teraz POLSKA.

Dzisiaj deszczowy dzień, trochę melancholijny, więc potrzebna jest dawka ciepłego, otulającego, pięknego wokalu, który ma super feeling i dawkuje nam wysmakowany soul.
Nikt inny nie potrafi tego zrobić jak nasza rodowa supermenka - uwaga, przed Państwem KAYAH.

Jest bardzo uniwersalna i potrafi zaśpiewać wszystko i numery wolne i szybkie i folkowe i klubowe - to wiadoma sprawa. Naród pokochał ją najbardziej za album nagrany wraz z Bregovicem. Na koncertach porywa tłumy.
Na mnie największe wrażenie zrobiły jednak jej dwa pierwsze albumy Kamień i Zebra, chłonęłam je jak gąbka. Dlatego dzisiaj głównie prezentuję Kayah z tamtego okresu.

Piękny klimat jazzowo-soulowy, czarny, silny, mocny głos, który potrafi uderzyć jak piorun. Wrażliwość w każdej piosence, która prawdziwie wylewa się z niej do naszych uszu. Każdy numer ma swoje napięcie, które rośnie od początku piosenki, żeby wybuchnąć z całą siłą na koniec utworu, wtedy jest power i mnóstwo chórków, nakładające się głosy i instrumenty grają z mocniejszym naciskiem. Piosenki mają klasyczny układ, są upiększone instrumentalnymi solówkami. Wokal nie jest przesadnie wzbogacony ozdobnikami, tylko smacznie je wypełnia. Gra i saksofon i Hammond i różne przeszkadzajki, dzięki czemu każda piosenka jest po prostu piękna.
Zaprosiła do współpracy przy "Zebrze" Kasię Stankiewicz i Mietka Szcześniaka (też kawał głosu, wg mnie jeszcze lepiej brzmi na żywo niż na płytach), którzy fantastycznie ubarwiają numery.

Albumy Kamień i Zebra polecam do przesłuchania w całości, w mojej playliście nie ma mojego kochanego utworu pt. "Jak liść" z płyty Kamień - nie znalazłam, ale jak znajdę to wrzucę.

Nikogo zapewne nie zdziwiło wybranie Kayah jako pierwszej artystki, która nagrała polskie MTV Unplugged, które również polecam do wygrzebania i wysłuchania.

Dorzuciłam do zestawienia również późniejsze numery tj. "Jak skała", "Za późno" i inne, ponieważ też mam do nich sentyment i szkoda by było nie mieć ich w takim zestawieniu.

Kayah to artysta mój ulubiony i pewnie nie tylko mój, koniec kropka.

Dzisiaj jest dzień chłopaka.
Pamiętajcie o całuskach dla Waszych ukochanych.

 
A ja pędzę dmuchać balony i ustrajać dom, ponieważ moje starsze dziecko ma dzisiaj 8-me urodzinki, oczywiście z dźwiękami KAYAH na uszach.
Jak ten czas szybko leci, a ja wciąż młoda.

poniedziałek, 29 września 2014

Siódmy jesienny dzień - Hiszpania



Dzisiaj dzień należy do Manu Chao.
Bedziemy sie melodyjnie bujać w rytmie europejskiego reggae.
Reprezentant reggae oraz world music (gatunek nawiązujący i wykorzystujący czy inspirujący się etnicznymi brzmieniami, ale stylistycznie zbliżony do muzyki rozrywkowej).
Muzyka optymistyczna, miła do posluchania i jak kto lubi potańczenia.

Teraz trochę o tym, jak się z tym Panem poznaliśmy i dlaczego Hiszpania.
Wprowadzam w tytule tego posta czytelnika i słuchacza w mały błąd, ponieważ Manu Chao urodził się we Francji. Jednak korzenie ma ewidentnie hiszpańskie - jego rodzice są Hiszpanami, którzy wyemigrowali do Francji. Muzycznie w swoich kompozycjach sięga do korzeni muzyki latynoskiej (pięknie gra gitara akustyczna). W swoich numerach śpiewa przeważnie po hiszpańsku.
Poznalismy się również dzięki grupie studentów iberystyki, którzy namietnie go słuchali oraz grali na imprezach przez nich organizowanych, na których miałam przyjemność bywać przez kilka lat.
Dlatego przez ładnych parę lat również myślałam, że Manu Chao to Hiszpan.
Sam muzyk i kompozytor twierdzi, że jego ulubione miejsce na ziemi to Barcelona.

Tyle argumentów przeważyło za zaklasyfikowaniem go do Hiszpanii. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza.

Dodatkowo informuję, że dzisiaj jest miedzynarodowy dzień kawy, więc jako baristka i zadeklarowany maniak kawy polecam filiżaneczkę pysznej kawusi na uczczenie pieknego, jesiennego dnia.





Ja dzisiaj powinnam pozostać tylko przy kawie, wodzie i nic nie jeść, w weekend miałam gości, była urodzinowa impreza i czipsy, i murzynek i ALKOHOL, mniam :-)





 Dlatego z rana musiałam umówić się na 45 minut cierpień z Ewą Ch.


jak można się usmiechać podczas ćwiczeń, myślalam, że po 2,5 miesiącach też będę - a tu nic.
Za to uśmiecham się przy filiżance kawy i ślę pozdrowienia.

niedziela, 28 września 2014

Szósty jesienny dzień - Szwecja



Ze Szwecji pochodzi moja dzisiejsza bohaterka czyli Neneh Cherry.

Szwecja wypuściła wielu popowych wokalistow i zespołów, które zyskały uznanie i rozgłos na świecie tj. Abba, Ace of Base, the Cardigans, Army of Lovers, Titiyo (siostra Neneh Cherry), Roxette czy Rednex, dr Alban (już pojawił się na blogu w poście o optymizmie). Szwecja to również utalentowani producenci i kompozytorzy, którzy tworzyli muzykę dla: m.in. Britney Spears. No i Szwecja to IKEA  :-)

Neneh Cherry znacie z pewnościa z popowego hitu "7seconds", który zaśpiewała z Youssou N'Dourem (wersję polską tej piosenki nagrał Varius Manx).
Pochodzi z muzycznej rodziny, ojciec trębacz, siostra wokalistka, brat również muzyk.

Największe sukcesy Neneh Cherry to lata 90-te. Wtedy nagrała wyżej wspomniany hit a także numer "Woman", który ja bardzo lubię, i który również okazał się bardzo popularnym singlem.
Mój ukochany to "Manchild", jak raz posłuchasz to już nie zapomnisz.

Angażuje się w różne projekty (cirKus) i śpiewa w z różnymi innymi wokalistami i zespołami: Cher, Gorillaz, Robyn (również szwedzka wokalistka) itp.

Śpiewa, rapuje, recytuje i jest po prostu ciekawym artystą o ujmującym, czarującym uśmiechu.
Raz jest melodyjna, raz chropowata i  sucha. Nikogo nie pozostawia obojętnym. Nie jest szablonowa, trudno ją sklasyfikować, wychodzi poza ramy gatunków. Co ja bardzo lubie u artystów.

Artysta wart uwagi.

sobota, 27 września 2014

Piąty jesienny dzień - Niemcy



Czas na naszych zachodnich sąsiadów - czyli Niemcy.
W dzisiejszym zestawieniu nie tyle jeden wykonawca co kilku z pokrewnych gatunków.

Z jednej strony jestem zadeklarowanym, alternatywnym słuchaczem, ale w moim życiu miałam również przygodę z gatunkiem elektro, techno czy też dance. Może dlatego, że lubię tańczyć i swojego czasu chodzilam na imprezy tego typu, najbardziej lubiłam techno.
A jeśli wspominam techno to nie może w tym zestawieniu zabraknąć artystów z Niemiec, ktorzy techno pokochali całym sercem i u nich techno rozwinęło sie na bardzo dużą skalę a także byli organizatorami światowej techno imprezy czyli Love Parade.

Może dziwić w tym zestawieniu zespół Kraftwerk, ale dorzuciłam go ponieważ uznaje się, że ten zespól był wielką inspiracją dla innych artystów, którzy komponowali muzykę elektroniczną, co w konsekwencji dalo początek takim gatunkom jak właśnie techno czy house. No i są z Niemiec.

Scooter, Marusha, U96 i Members of Maydey to artyści techno, których ja słuchałam.

Dzisiaj sobota, imprezowy dzień dlatego dorzuciłam jeszcze inny zespół z Niemiec czyli Snap, ktory rownież jest spokrewniony z brzmieniami elektronicznymi tylko w bardziej dance'owym stylu.

W mojej playliście są również piosenki U96 pt. "Das boot" oraz piekna piosenka Snap "Do you see the light". Zapraszam również na mój kanał na youtube.pl, tam są playlisty, które tworzę na bloga oraz inne.

Wracam do gości, więc na dzisiaj to tyle.

piątek, 26 września 2014

Czwarty jesienny dzień - Francja



Wracam na kontynent i przedstawiam na dzisiejszy dzień wokalistkę z Francji - Charlotte Gainsbourg. W połowie Francuzka w połowie Brytyjka.
Córka francuskiego aktora, piosenkarza i reżysera Serge'a Gainsbourg (wykonawca słynnej piosenki "Je t'aime......moi non plus", w której kochankowie wyszeptują i wyjękują tytułowe Je t'aime), oraz brytyjskiej aktorki i posenkarki Jane Birkin.

Charlotte wyssała z mlekiem matki talent aktorski i wokalny.
Początkowo postawiła na śpiewanie i zadebiutowała jako wokalistka, jednak szybko porzuciła piosenkę na rzecz aktorstwa i na dobre kilkanaście lat poświęciła się filmowi.

Wraca do śpiewania w pierwszej dekadzie XXI wieku. Nagrywa jedną plytę 5:55, następnie rozpoczyna współpracę z Amerykaninem Beck'iem (znany i to bardzo z utworu Loser) i wydaje udany album IRM, zainspirowany problemami nurologicznymi Charlotte (utwory 2,3 i 4 z mojej dzisiejszej playlisty pochodzą właśnie z tego albumu).
Fajnie grają na niej bębny, jest troche zadziorna, słychać na niej znaczny wplyw Beck'a, ale wokal bardzo charakterystyczny dla wokalistek francuskich, które znam i lubię: delikatny, wysoki, przyciszony).

Obecnie łączy karierę muzyczną i filmową z powodzeniem, nie jest artystką komercyjną, wybiera raczej ścieżki bardziej wymagające.
Można nawet wysnuć przypuszczenie, że jest ulubioną aktorką wspomnianego wczoraj Larsa von Triera (post o Bjork i Islandii), ponieważ zagrała w jego Melancholii, Antychryście i kontrowersyjnej Nimfomance.

A ja dzisaj oprócz Charlotte serwuję rosół - przeziebienia cd.



czwartek, 25 września 2014

Trzeci jesienny dzień - Islandia



Islandia -  wulkany, gejzery, zimno, Sigur Ros i BJORK. I dzisiaj będzie wlaśnie o NIEJ!!

Bjork - islandzka wokalistka, z którą znam się od bardzo, bardzo dawna (nie osobiście, niestety).

Uwaga krótki wspomnień czar - liceum, druga klasa, dostałam od koleżanki kasetę nieznanej wokalistki, czarnowłosej, chudziutkiej, o twarzy dziecka z lekko skośnymi oczami - to był album "Debut" niejakiej Bjork.



Uczucie sympatii i platonicznej miłości muzycznej wybuchło żarliwie już od pierwszych taktów Human Behaviour, poprzez ukochane Venus as a boy, po Big Time Sensuality na Violently Happy kończąc.
I wpadłam jak śliwka w kompot, zadurzona po uszy w jej muzyce i chcąca tylko więcej i więcej.

Troszkę później.
Wracałam z liceum na weekend do domu, już miałam zakupione kolejne kasety, oprócz Debut, Post i Homogenic, co jedna to lepsza. Wtedy to zrodził się w mojej glowie szalony pomysł i postanowilam przedstawić ją bliżej moim przyjaciołom.
Maltretowałam im uszy muzyką Bjork, a oni patrzyli na mnie wielkimi oczyma i kwitowali: ale o co chodzi w tej muzyce, albo: yyyy,  nie bardzo mi się podoba.
Nie odpuszczałam, skoro ja ją rozumiem i uwielbiam, inni tez muszą, przecież to Bjork, część mojego muzycznego świata.

Zakupiona kolejna kaseta "Selmasongs"  i znowu testuję przyjaciół (m.in.: I've seen it all - sorry Kama i Alicja) i znowu mierny efekt.
Zrezygnowana, zaprzestałam kolejnych prób przedstawiania Bjork bliżej moim znajomym - po prosty ich porzuciłam, sama pozostając wierną fanką Bjork.

Oczywiście przyjaciól nie rzuciłam, to byl żarcik, hahaha, pozostaja nimi do dzisiejszych dni.
Choć czasami przechodzi mi jeszcze przez myśl: ale moi drodzy - dlaczegooooo??????

Wracając do samej Brzozy - przedstawicielka gatunków szeroko rozumianej alternatywy: pop alternatywny, rock alternatywny, indie rock, trip hop.

Indywidualistka w każdym calu, artystka przekraczająca granice muzyczne i wyznaczająca nowe drogi w muzyce, z jednej strony potrafi być melancholijna a z drugiej klubowa, potrafi tworzyć utwory proste lub bogate instrumentalnie.
Wszechstronna i niezwykle utalentowana w swojej kreatywności aranżacyjnej, kto widział chociażby odcinek MTV unplugged z Bjork, ten wie o czym piszę, gdzie piosenki z albumu Debut przeistoczyła w bardzo żwawe numery, do których tańczyła w żółtej sukience, lub były grane na szklanych kieliszkach. Cudo!

Potrafi tworzyć piosenki z zasłyszanych dzwięków, np: uderzanie kół pociągu o tory podczas jazdy, jako motyw przewodni, który po chwili bardzo płynnie przechodzi w piosenkę i melodię (I've seen it all czy Enjoy).

Barwa glosu bardzo rozpoznawalna, pięknie trzyma dźwięki, nie ma wibratto w głosie, za to mocny dźwięk z przepony, który potrafi przebić jak strzała.
Potrafi ze śpiewu przejść do krzyku (It's oh so quiet). Czysty wokal, gdy śpiewa wysoko lub pokrzykuje. Fascynująca!

Gdy dowiedziałam się, że zagrała w filmie, oczywiście od razu pobiegłam do kina, nie dla Larsa von Trier'a, nie dla Catherine Deneuve, ale dla Bjork. Oczywiście wcześniej nie sprawdziłam co to właściwie za film, o czym i jakim reżyserem jest von Trier (nie znałam wtedy jego twórczości - teraz juz wiem, że robi filmy za ciężkie dla mnie - wrażliwego widza, który później za bardzo przeżywa to co widział).

Obejrzałam "Tańcząc w ciemnościach" (poszłam sama, bo nikt nie chciał iść ze mną, po tym jak powiedziałam, że muzykę do filmu robiła Bjork, ciekawe czemu???) i po wyjsciu z kina załapałam takiego doła, szłam do domu patrząc tępo w chodnik, ciężki film na maksa, kto oglądał ten film, wie o czym piszę, kto nie oglądał polecam, ale najpierw przeczytajcie co nie co o Larsie. Gra samej Bjork, przejmująca i bardzo dobra - złotą palmę w Cannes otrzymała zasłużenie.

Bjork również komponowała i tworzyła muzykę dla innych artystów, m.in dla Madonny (Bedtime story).

Playlista dzisiaj długa, moje ulubione utwory, choć nie wszystkie, nie mogłam wszystkich zapisać, bo mój komputer mógłby tego nie obrobić.

Milego słuchania - wytrawni słuchacze :-)

Poniżej laurki moich brzdąców z okazji wczorajszego święta, nie chwaląc sie mojego.