Subiektywny pamiętnik muzyczny, express yourself został przeniesiony na makelifefriendlier.blogspot.com. Zapraszam.
Express-owa szukalnia
czwartek, 9 października 2014
3. Męskie granie - Dave
W trzeciej odsłonie męskiego grania pojawia się Dave.
Tajemniczy Dave to nikt inny, jak wokalista zespołu Depeche Mode - Dave Gahan.
Niski, hipnotyzujący głos, wraz z muzyką Depeche Mode, to recepta na trwający ponad 30 lat sukces.
Bardziej podoba mi się charyzmatyczny Dave na wokalu w Depeche Mode, niż Martin Gore, który wg mnie ma mniej dojrzały głos z nutą piskliwości i dziecinnego wibratto, ale nic wiecej nie napiszę, o Martinie, żeby nie narazić sie jego fankom.
O zespole Depeche Mode napisano już chyba wszystko i o jego członkach również, Depeche Mode to zespół, który istnieje na scenie od początku lat 80-tych i cały czas robi to z dużym powodzeniem, wieloma docenionymi płytami, niezliczonymi nagrodami na koncie i milionami fanów w każdym państwie na świecie.
Moje najwcześniejsze wspomnienie dotyczące Depeche Mode to kolonia nad morzem w Mrzeżynie, szkoła podstawowa, 10 lat. Ja, fanka New Kids On The Block zakochana w Jordanie a dookoła pełno starszych kolegów i koleżanek, wszyscy oczy pomalowane na czarno, skórzane czarne kurtki, włosy na żel, przyczepione broszki z logo Depeche Mode, itp. Niestety nie słyszałam wtedy żadnej ich piosenki, więc pomysłałam, że to jakiś satanistyczny zespół a prawie wszyscy na kolonii to słudzy ciemności.
Pięć lat później, już jako nastolatka poznaję strszego kolegę o ksywie Depesz (przeczuwałam, że pseudonim pochodzi od TEGO satanistycznego zespołu).
Głupio mi było się przyznać, że nie znam takiego zespołu jak Depeche Mode, wiecie chciałam zrobić wrażenie i zgrywałam się, że wiem o co chodzi z tymi Depeszami. Po jakimś czasie się osmieliłam i zapytałam, jak taki miły facet może słuchać takiej mrocznej muzy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie było jego zdziwienie, gdy mu to powiedziałam, popatrzył na mnie z politowaniem, uśmiechnął się i zostałam zaopatrzona w całą baterię wszystkich płyt Depeche Mode, aż do Ultry włącznie - wtedy to była najnowsza pozycja Depeche Mode.
Moral z tego taki, że człowiek uczy sie całe życie i nie powinien sądzić środka po opakowaniu, hahaha
Słuchałam, słuchałam, słuchałam i okazało się, że po pierwsze sporo piosenek znałam, choć w ogóle nie identyfikowałam ich z marką Depeche Mode a po drugie, że to wcale nie jest takie mroczne i złe, tylko raczej klimatyczne. Wcześniejsze utwory bardziej w stylu elektronicznego popu, poprzez bardziej ponure Black Celebration, przebojowe Music for the Massses. Brzmienie gitary elektrycznej i tradycyjnych instrumentów, perkusji, mniej elektronicznych na Songs of the faith and devotion, itp. ach dużo by pisać.....
Następnie, gdy na kolejne kilka lat zostałam już przy Depeszach to rozpoczęła się kolejna era męczenia dj-ów w klubach, np. zagrajcie Personal Jesus, pliiiizzzz!!! itp.
Gdybym miała wskazać taka naj, naj ich płytę to wybrałabym Construction Time Again z piosenką Shame, Pipieline, More than a party czy Lanscape is changing.
A co Wy lubicie najbardziej z dorobku Depeche Mode?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz