Subiektywny pamiętnik muzyczny, express yourself został przeniesiony na makelifefriendlier.blogspot.com. Zapraszam.
Express-owa szukalnia
czwartek, 29 stycznia 2015
Ukochana alternatywa VI - Maria Peszek
Drugi polski akcent w ukochanej alternatywie to Maria Peszek.
Bardzo kontrowersyjna wizerunkowo, słownie, poglądowo aktorko-wokalistka.
Córka znanego taty i siostra znanego brata, sama zaczęła być rozpoznawalna najpierw jako aktorka. Ja ją początkowo kojarzyłam z seriali tj. Wiedźmin i z epizodu w Na dobre i na złe, choć seriali nie oglądam, po prostu gdzieś mi przemknęła w TV.
Nagle buch, 2005 rok wydaje płytę "Miasto mania". Pamiętam, że sobie pomyślałam: ok, śpiewająca aktorka czyli poezja śpiewana lub jakieś aktorskie dźwięki rodem z Przeglądów Piosenki Aktorskiej.
Po jakimś niedługim czasie usłyszałam kilka utworów, dzięki mojej koleżance Kurze i obejrzałam teledyski do numerów m.in.: "Moje miasto", "Nie mam czasu na seks" czy "Pieprzę Cię miasto" i już pojawiły się dobre wibracje. Choć wg mnie te piosenki i teledyski mają coś ze spektaklu. Może to kwestia tego, że do tego albumu rzeczywiście powstało widowisko teatralne i przedstawienie multimedialne o tym samym tytule a może po prostu to, że Peszek jest aktorką i ma konotacje aktorskie silnie zakorzenione w genach. Choć sama Peszek przyznaje, że bardziej czuje się wokalistką, przeczytałam to kilka lat temu, nie pamiętam gdzie.
Było to nowe tchnienie i świeży powiew wiatru na polską scenę muzyczną tamtego okresu i dla mnie również, po trzech latach wydany kolejny album pt. Maria Awaria i jeszcze większa popularność. Płyty cieszyły się wielkim zainteresowaniem, krytycy nie szczędzili pochwał, nagrody się sypały a i naród się zainteresował szerzej personą Peszek. I właśnie......
To co ja bym nazwała wolnością artystyczną, wyrażeniem siebie poprzez muzykę i tekst (nomen omen z angielska "express yourself"), tworzeniem dźwięków i tekstów, które nam w duszy i sercu grają, tak duża grupa Polaków (nie chcę generalizować, nie wszyscy) zaczęli Marię zaliczać do zakały, która niepotrzebnie się objawiła. W porównaniu do opinii, które krążą na jej temat w necie i komentarzy pod jej utworami na youtube to moje określenie jest na maksa delikatne.
Fakt jest kontrowersyjna, ma swoje zdanie, porusza w swoich tekstach trudne tematy seksu, cielesności, religijności i polityki czy macierzyństwa (co może być trudne w odbiorze w państwie zamieszkałym przez bardzo prawicowych i konserwatywnych obywateli, gdzie dla wielu te tematy są tabu), ale czy możemy aż tak jej ubliżać i po prostu wyzywać. Każdy ma prawo do własnych poglądów i powinniśmy być naprawdę bardziej tolerancyjni.
Sama też przeżyłabym załamanie, gdybym na swój temat to czytała. Włos jeży się na głowie.
Ja lubię ją za to, że cudnie potrafi się bawić słowem, za niegrzeczne neologizmy (Hujawiak), za piękne porównania (tekst do piosenki "Rosół")za odwagę (Nie wiem czy chcę) no i za muuuzyykę, totalnie wpasowującą się w moje wyobrażenia alternatywy: która porusza, skłania do refleksji i inspiruje, łamiąca tempo, zwrotka nastawia mnie na jakiś klimat, żeby refren zupełnie to rozwiał. Za każdym razem, gdy słucham jakiegokolwiek utworu, to odkrywam go na nowo, no i przede wszystkim za klimat i spójność, którą dla mnie tworzą całe albumy. Podziwiam też wokalistki alternatywne, do których wliczam panią Peszek, że potrafią śpiewać leciutko, delikatnie (Moje Miasto, Nie mam czasu na seks), potrafią być ostre (Pieprzę cię miasto, Sorry Polsko) są różnorodne tak jak ich muzyka (raz klubowe, raz melancholijne), dzięki czemu są tak fascynujące.
Mój najlepszy album to trzeci "Jezus Maria Peszek", kończy cały tryptyk i dla mnie jest najbardziej ciekawy. Kiedyś przeczytałam o tym albumie recenzję, gdzie autor stwierdził, że na tej płycie odchodzi od takiej deklamacji, dykcji i mamrotania aktorskiego. Więcej wokalistki niż aktorki w wokalu i muzyce. Zgadzam się.
Gdzieniegdzie mi nawet przypomina Arctic Monkeys (Nie ogarniam), doszukuję się nawet Bjork (Ludzie Psy).
Najlepsze utwory to z całą pewnością: Ludzie Psy, Nie ogarniam, Wyścigówka, ze starszych Rosół i Muchomory.
Artystka przez duże AAAAA, miłego wieczoru!
wtorek, 27 stycznia 2015
Ukochana alternatywa V - Moloko
Nr 5 zestawienia to brytyjsko - irlandzki duet Moloko.
Zespół ten trudno jednoznacznie sklasyfikować, rozlewają mleko i łykają takie gatunki jak np.: trip hop, house, alternatywny dance czy muzyka elektroniczna.
Na ich czwartym wydawnictwie pt.: Statues wracają do elektronicznego i tanecznego brzmienia (Familia Feeling, Forever More), ale trzeci album pt. Things to make and do, to prawdziwa dziwaczna mieszanka, dziwnych dźwięków co kocham i uwielbiam. Zaliczam ich do alternatywy właśnie dzięki temu trzeciemu wydawnictwu i takim utworom jak: Pure pleasure seeker, Dumb, Indigo czy Mother, trudniejsze i bardziej złożone w odbiorze.
Wokal charyzmatycznej Irlandki Roisin Murphy działa i pokazuje tam niezłe cyrki. Muzyka raz zwalnia raz przyspiesza. Niektóre piosenki bardzo dziwaczne, żeby za chwilę zagrać bardzo popowy i łatwy do wysłuchania numer, chociażby The Time is Now, gdzie instrumenty grają łagodnie a wokal jest wyciszony.
Po czwartym albumie zespół się rozpada. Roisin Muphy idzie solową drogą, wg mnie również wartą uwagi. (Na tym blogu była już prezentowana w poście Irlandia).
Próbuję sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Moloko i nie potrafię, pewnie przy wydaniu ich singla Sing it Back z płyty Thing to make and do, bo był dosyć głośny i popularny, czyli około 1998 roku.
Pamiętam też, że po zakupieniu kasety Moloko o wspomnianym wyżej tytule, sobie wtedy pomyślałam, że chyba nikt poza mną tego nie słucha. Jak mi było miło i jak byłam zaskoczona, gdy kilka lat później poznałam grupę nowych znajomych i na jednej z imprez poleciało Moloko i wszyscy śpiewali ich numery (nie tylko Sing it Back), stwierdziłam: ok jestem u swoich, trafił swój na swego.
Do najbardziej ulubionych należą Remain the same, Being is bewildering and Mother.
Miód z "mlekiem" na moje uszy, mam nadzieję, że na Wasze również.
Miłego dnia! Co za zima :-(
Rano było tak:
A teraz jest tak:
czwartek, 22 stycznia 2015
Ukochana alternatywa IV - Portishead
Czwarta odsłona - Portishead.
Muzyka, którą grają wpasowana jest w gatunek trip hop.
Muzyka proponowana przez Portishead jest taka trochę smutna, melancholijna, ale poprzez nią grupa potrafi stworzyć z pewnością klimatyczną atmosferę. Najlepiej słuchać wieczorem, w zacienionym pomieszczeniu z kieliszkiem wina w dłoni.
Niektóre piosenki świetnie by pasowały do muzyki filmowej (Roads), zresztą od tego zaczęli, nakręcili ścieżkę dźwiękową do filmu "To Kill a Dead Man.
Beth śpiewa delikatnie, wysokim, cienkim, drżącym głosem, który nadaje klimat kruchości i skłania do refleksji nad codziennością. Wszystko (muzyka i wokal) tworzą trochę ciężką i unikalną atmosferę.
W drugiej połowie lat 90-tych obok Bjork i Tori Amos, Portishead był moim trzecim ulubionym przedstawicielem mojej własnej alternatywy.
Sama śpiewałam wtedy w zespole, graliśmy muzykę z połączenia gatunków funky, jazz, pop i po powrocie z prób garażowych lubiłam zapadać się w Portishead.
Dla mnie ta muzyka to taki trans połączony z nutką psychodelii, którym się upajałam i potrafiłam w niej znaleźć optymistyczne dźwięki. Muzyka Portishead dla innych może wywoływać dołujące i depresyjne stany - zgadzam się.
Z pewnością moje najbardziej ulubione piosenki to "All Mine" i It's fire.
Trzeci album zatytułowany "Third" szczerze nie przypadł mi do gustu, może wyrosłam już z Portishead, choć stare numery są dla mnie aktualne i jak najbardziej do schrupania.
Miłego słuchania dzisiejszej playlisty.
22 stycznia - Dzień dziadka
środa, 21 stycznia 2015
Ukochana alternatywa III - Kasia Stankiewicz
Trzecia odsłona ukochanej alternatywy to Kasia Stankiewicz.
Polacy nie gęsi i dobrą alternatywę też grają.
Wokalistka, która rozpoczęła swoją karierę od wygranej w programie Szansa na sukces (pierwsza to Justyna Steczkowska, patrz post Polska biało-czerwoni - odsłona IV-ta).
Druga po Anicie Lipnickiej wokalistka Varius Manx. Niespecjalnie wtedy śledziłam jej drogę muzyczną. Owszem lubiłam Varius z Anitą, później już nie bardzo. Znam oczywiście kilka piosenek Kaśki z Variusami, ale to są raczej przeboje grane w radio niż moje własne poszukiwania muzyczne.
Jednak jedno co pamiętam z tamtego okresu mojej bohaterki, to to, iż bardzo podobała mi się jej barwa, gruby mocny głos, taki z większym przytupem i power'em niż u Lipnickiej.
Tak prawdziwie zainteresowałam się Kasią Stankiewicz, gdy pewnego dnia zobaczyłam w telewizji teledysk do Francuzeczki, singla z drugiej solowej płyty Extrapop, teledysk do wspomnianej Francuzeczki oraz do Schyłku lata - dosyć kontrowersyjne jak na grzeczną blondynkę z Varius Manx, ale jeszcze utrzymane w popowym brzmieniu. Wtedy doszłam do wniosku, tak trzeba się temu przyjrzeć i pobiegłam zakupić album Ekstrapop. Album bardzo przypadł mi do gustu, jest utrzymany w stylu pop i elektro, posłuchajcie na playliście.
Drugi album, bardziej wymagający, oszczędny i surowy. Ten, bardziej kieruje się w stronę alternatywną, bardziej klimatyczny i nastrojowy niż pierwszy. Wg mnie jeszcze bardziej interesujący, posłuchajcie Żółtych sloni, Marca, czy Mokrych ulic.
Koniec ubiegłego roku to wydanie kolejnego albumu Kasi pt. Lucy and the loop, wszystkie utwory są anglojęzyczne. Sama artystka przyznaje, że jest to spektakl muzyczny, zamknięty w 10 piosenkach. W jego skład oprócz piosenek mają wejść wystawy rzeźb, obrazów i fotografii. Nad tym wszystkim pracują artyści z różnych stron świata. Producentem albumu jest człowiek, który współpracował z zespołem MOLOKO, więc zapowiadał się bardzo ciekawie i rzeczywiście jest klimatyczny.
Kasia Stankiewicz - bardzo oryginalna artystka, słuchacz sam chce ją odnajdywać i poszukiwać. Tworzy dźwięki zapadające w pamięć i bardzo poruszające, Jej ścieżka solowa zupełnie różna od dokonań komercyjnego popowego zespołu. Ma własny styl i nie boi się go bronić. Szczerze polecam!!!
Miłego słuchania i odkrywania.
21 stycznia - Dzień babci pamiętajcie o życzeniach :-)
wtorek, 13 stycznia 2015
Ukochana alternatywa II - Tori Amos
Duga odsłona ukochanej alternatywy to Tori Amos.
Muzyczna miłość nie mniejsza a nawet może większa niż Bjork.
Od początku, odkąd prowadzę tego bloga wiedziałam, że muszę opowiedzieć o Tori Amos, ale kilkakrotnie zabierałam się do tego i nie dawałam rady tego ugryźć. Jak ją opisać, jakie piosenki wybrać z pośród tylu, które są mi bliskie, jaką playlistę stworzyć, z których płyt (artystka Amos jest ciągle bardzo kreatywna i płodna). Po rozpoczęciu zestawienia pt. ukochana alternatywa wiedziałam, że teraz się już nie wywinę i muszę podjąć wyzwanie.
Przez ostatnie dni przesłuchiwałam sobie jej płyty i zastanawiałam się nad składanką.
W playliście zamieściłam moje ukochane piosenki Tori, które robią na mnie największe wrażenie, po kilka z prawie każdego albumu, choć najchętniej wrzuciłabym jej wszystkie płyty w całości.
Mam nadzieję, że dla osób, które nie znają tej artystki, ta playlista tylko ich zachęci do dalszego odkrywania i poszukiwania Tori Amos a słuchaczom, którzy ją znają przypomni stare utwory i odświeży ją w muzycznej pamięci.
Pierwsze moje wspomnienie dotyczące Tori Amos to teledysk i piosenka "Crucify" z 1992 roku grany przez MTV. Pamiętam, że zrobił na mnie ten utwór duże wrażenie, ale byłam w tamtym czasie pochłonięta grunge'm, więc zapamiętałam rudowłosą wokalistkę i sposób grania, ale nie zgłębiałam tematu.
Potem przypominam sobie był konflikt między Kurtem Cobainem i Tori Amos o piosenkę Nirvany pt. "Rape Me". Tori była rzecznikiem organizacji wspierającej osoby wykorzystywane seksualnie i jako osoba zgwałcona w młodości bardzo zagorzale sprzeciwiała się takim praktykom i oskarżała, muzyków Nirvany, że stworzyli utwór pochwalający gwałt i zachęcający innych do tego typu czynów.
Kolejne wspomnienie to już liceum i zakup płyty "Boys for Pele" przez moją koleżankę. Oczywiście pożyczyłam od niej tę płytę i koniec już było pozamiatane. Wiedziałam, że to ta sama artystka co nagrała "Crucify", które podobało mi się kilka lat wcześniej.
Od tamtej pory zaczęła się moja, osobista Amosomania. Byłam wtedy na etapie "po rockowego wyciszenia" i poszukiwania czegoś nowego, innego. Wtedy też zwróciłam się bardziej w stronę alternatywy, jako muzyki, która na tamtym etapie mojego nastoletniego życia bardzo do mnie docierała i mnie poruszała.
Dziewczyna z fortepianem do mnie bardzo przemawiała i nadal to robi. Tori Amos tworzy taką muzykę, która porusza duszę i dociera do zmysłów. Trudno obok takiej artystki przejść obojętnie.
Bardzo mocna w wyrazie, śpiewa, grając jednocześnie na fortepianie, który obok wokalu jest na pierwszym planie i narzuca klimat każdej piosence - dynamikę lub spokój i wyciszenie, łagodność lub drapieżność. Utwory złożone, charakteryzują się zmianami tempa, z partii ostrych przechodzi w szepty a pozostałe instrumenty podążają za wokalem i fortepianem. Teksty zaangażowane z przesłaniem, bardzo metaforyczne, ze skomplikowanymi środkami stylistycznymi.
Każda płyta, album jest spójny, klimatyczny. Śpiewa w sposób bardzo osobisty, jakby śpiewała tylko dla Ciebie.
Nie potrafię wybrać jednego najlepszego albumu, podobają mi się wszystkie, słucham je w zależności od dnia i nastroju. Mam ochotę na podróż wybieram Scarlet's Walk, ostatnio słuchałam Under the Pink dzisiaj chyba mam ochotę na Boys for Pele. Tori Amos to artystka tak różnorodna, że każdy w niej odnajdzie coś dla siebie.
Sama Tori przyznaje, że inspiracją dla niej jest sama Kate Bush (już gościła na tym blogu - w zestawieniu pt. powrót do korzeni) druga artystka, którą uwielbiam.
Najdłuższa playlista, same moje wrażliwe dźwięki, mam nadzieję, że Wasze również. Zapraszam do słuchania bogini Amos.
czwartek, 8 stycznia 2015
Ukochana alternatywa I - Bjork
Zestawienie pt. "Ukochana alternatywa" - gdybym miała wybrać artystów z tego gatunku, którzy mi totalnie przewrócili w głowie, to wśród nich byłaby z pewnością Bjork. Kolejność wybrana losowo, cała siódemka, którą wkrótce zaprezentuję mogłaby stać na czele zestawienia.
Wiem, że o Bjork już pisałam, ale skoro prezentuję zestawienie alternatywne i najbardziej mi bliskie to nie może jej zabraknąć.
Islandia skąd pochodzi - skojarzenia wulkany, gejzery, zimno, Sigur Ros i właśnie BJORK.
Bjork - islandzka wokalistka, z którą znam się od bardzo, bardzo dawna (nie osobiście, niestety).
Uwaga!, krótki wspomnień czar - liceum, druga klasa, dostałam od koleżanki kasetę nieznanej wokalistki, czarnowłosej, chudziutkiej, o twarzy dziecka z lekko skośnymi oczami - to był album "Debut" niejakiej Bjork.
Uczucie sympatii i platonicznej miłości muzycznej wybuchło żarliwie już od pierwszych taktów Human Behaviour, poprzez ukochane Venus as a boy, po Big Time Sensuality na Violently Happy kończąc.
I wpadłam jak śliwka w kompot, zadurzona po uszy w jej muzyce i chcąca tylko więcej i więcej.
Troszkę później.
Wracałam z liceum, z dużego miasta i internatu na weekend do domu, już miałam zakupione kolejne kasety, oprócz Debut kolejne: Post i Homogenic, co jedna to lepsza. Wtedy to zrodził się w mojej głowie szalony pomysł i postanowiłam przedstawić Bjork bliżej moim przyjaciołom.
Maltretowałam ich uszy jej muzyką, a oni patrzyli na mnie wielkimi oczyma i kwitowali: "ale o co chodzi w tej muzyce", albo: "yyyy, nie bardzo mi się podoba".
Nie odpuszczałam, skoro ja ją rozumiem i uwielbiam, inni tez muszą, przecież to Bjork, część mojego muzycznego świata.
Zakupiona kolejna kaseta "Selmasongs" i znowu testuję przyjaciół (m.in.: I've seen it all - sorry Kama i Alicja) i znowu mierny efekt.
Zrezygnowana, zaprzestałam kolejnych prób przedstawiania Bjork bliżej moim znajomym - po prosty ich porzuciłam, sama pozostając wierną fanką Bjork.
To był żarcik, oczywiście przyjaciół nie rzuciłam, hahaha, pozostają nimi do dzisiejszych dni.
Choć czasami przechodzi mi jeszcze przez myśl: ale moi drodzy - dlaczegooooo??????
Wracając do samej Brzozy - przedstawicielka gatunków szeroko rozumianej alternatywy: pop alternatywny, rock alternatywny, indie rock, trip hop.
Indywidualistka w każdym calu, artystka przekraczająca granice muzyczne i wyznaczająca nowe drogi w muzyce, z jednej strony potrafi być melancholijna a z drugiej klubowa, potrafi tworzyć utwory proste lub bogate instrumentalnie.
Wszechstronna i niezwykle utalentowana w swojej kreatywności aranżacyjnej, kto widział chociażby odcinek MTV unplugged z Bjork, ten wie o czym piszę, gdzie piosenki z albumu Debut przeistoczyła w bardzo żwawe numery, do których tańczyła w żółtej sukience, lub były grane na szklanych kieliszkach wypełnionych wodą. Cudo!
Potrafi tworzyć piosenki z zasłyszanych dźwięków, np.: uderzanie kół pociągu o tory podczas jazdy, jako motyw przewodni, który po chwili bardzo płynnie przechodzi w piosenkę i melodię (I've seen it all czy Enjoy) lub tylko przy akompaniamencie chóru (Medulla).
Barwa głosu bardzo rozpoznawalna, pięknie trzyma dźwięki, nie ma wibratto w głosie, za to mocny dźwięk z przepony, który potrafi przebić jak strzała.
Potrafi ze śpiewu przejść do krzyku (It's oh so quiet). Czysty wokal, gdy śpiewa wysoko lub pokrzykuje. Fascynująca!
Gdy dowiedziałam się, że zagrała w filmie muzycznym, musicalu, oczywiście od razu pobiegłam do kina, nie dla Larsa von Trier'a, nie dla Catherine Deneuve, ale dla Bjork. Oczywiście wcześniej nie sprawdziłam co to właściwie za film, o czym i jakim reżyserem jest von Trier (nie znałam wtedy jego twórczości - teraz juz wiem, że robi filmy za ciężkie dla mnie - wrażliwego widza, który później za bardzo przeżywa to co widział).
Obejrzałam "Tańcząc w ciemnościach" (pierwszy (i ostatni) raz do kina poszłam sama, nikt nie chciał iść ze mną, po tym jak powiedziałam, że muzykę do filmu robiła Bjork, ciekawe czemu???) i po wyjsciu z kina załapałam takiego doła, nie miałam z kim porozmawiać o emocjach po filmie (wtedy nie było jeszcze komórek dla każdego), szłam do domu patrząc tępo w chodnik, ciężki film na maksa, kto oglądał ten film, wie o czym piszę, kto nie oglądał polecam, ale najpierw przeczytajcie co nie co o Larsie. Gra samej Bjork, przejmująca i bardzo dobra - złotą palmę w Cannes otrzymała zasłużenie.
Bjork również komponowała i tworzyła muzykę dla innych artystów, m.in dla Madonny (Bedtime story), Tricky itp.
Playlista dzisiaj długa, moje ulubione utwory, choć nie wszystkie, nie mogłam wszystkich zapisać, bo mój komputer mógłby tego nie obrobić lub nie są udostępnione w naszym kraju.
UWAGA, w tym roku nowa płyta Vulnicura - pozycja obowiązkowa.
Miłego słuchania i poszukiwania - wytrawni słuchacze :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)